środa, 6 listopada 2013

zasłyszane jesienią...

Dawno temu w krakowskim klasztorze ojców dominikanów mieszkał brat, który hodował pszczoły. Ów zakonnik, ku uciesze współbraci potrafił wyprodukować z miodu prawdziwe cuda, którymi raczył ich podczas wspólnych rekreacji . Lubił to swoje hobby - pszczelarstwo, jednak miało ono także swoje wymagania. W tamtym czasie w klasztornym ogrodzie znajdowało się kilka uli, którymi się zajmował, jednak pszczoły - jak to pszczoły latać potrafią i ani ściany uli (ulów?!), ani gorące modły brata, ani nawet klasztorne mury ogrodu, nie były w stanie powstrzymać pszczół od podziwiania uroków zabytkowego Krakowa. Pszczoły mają też w zwyczaju, że gdy ich królowa wyleci z ula, cały rój podąża za nią. Zdarzyło się więc razu pewnego, że królowa pszczół wyleciała z ula(?) na planty, a za nią rój pszczół. Zauważyli to zaniepokojeni krakowianie i zawiadomili policję. Policja, obserwując rój, wywnioskowała że ma on pewien związek z klasztorem i nawiedziła furtę. Poczciwy Pan Furtian od razu skierował Panów Policjantów do Brata-Pszczelarza, który po usłyszeniu od funkcjonariuszy, że jego cały rój pszczół lata bezkarnie po Plantach miał odkrzyknąć: "Jaki tam rój?! Kilka pszczółek!".


Żyło sobie kiedyś dwóch starszych ojców. Jeden z nich, bardzo miły aczkolwiek o intrygującej i wymagającej osobowości oraz lekkiej wadzie wymowy, poruszał się w sposób bardzo charakterystyczny, tak że już z daleka "na ucho" można było go rozpoznać, drugi zaś miał cięty charakter. Pewnego dnia ten drugi z nich przeziębił się nieco i leżał w swojej celi. Nie miał też ochoty z nikim się widywać w swoim stanie. Pierwszy zaś, postanowił go odwiedzić. Począł zatem iść do celi ciętego współbrata, jednak zanim zdążył zapukać do drzwi z celi odezwał się głos: "Idź stąd idioto!" Na co miły aczkolwiek o intrygującej osobowości współbrat odrzekł sepleniąc "Skąd wiedziałeś że to ja?".


Rady kaznodziejskie sprzed lat: "Ja nie chcę być polityczny ale niech każdy głosuje na swojego. Polak na Polaka, żyd na Żyda."

Dawno dawno żył sobie ojciec, któremu był bardzo bliski kult pewnej odmiany Matki Bożej. Udało mu się też zdobyć wizerunek przedstawiający ową Matkę Boską. Ponieważ był to ojciec, piastujący funkcję profesora w kolegium braci, prowadził młodym zakonnikom zajęcia. Właśnie na jedne z takich zajęć wpadł kiedyś zaaferowany mówiąc: "Tutaj. Brat i Brat. Niech Bracia pójdą pod moją celę, tam leży pakunek i niech Bracia przyniosą. Tylko ostrożnie." Bracia wstali i zgodnie z poleceniem przynieśli pakunek. Gdy znaleźli się z powrotem w sali, ojciec pełen przejęcia poprosił by rozpakowali paczkę. Bracia zaczęli więc rozwijać papier gdy ten krzyknął: "Nie! Zaintonujmy pieśń!". Bracia zaintonowali zatem pieśń, by w odpowiedniej atmosferze rozpakować pakunek, a w momencie gdy tylko ich oczom ukazał się obraz Matki Boskiej ojciec krzyknął: "Na kolana! Oryginalna Kopia! Bracia! Na kolana!".

Na koniec kawał z kazania:

Wychodzi góral przed chatę i nagle pierwszy raz w życiu zachwycił się tak całym sobą. Niezwykłością stworzenia. Zachwycił się tak bardzo, że aż wykrzyknął: "Ojej jak tu pięknie!" Na co echo odparło z przyzwyczajenia: "...mać..mać..mać...".